Witajcie Kochani! Zapraszamy wszystkich ciekawskich na filmik z planu filmowego HOBBITON. :)Mogłabym tu teraz pisać same Och i Ach na ten temat, bo jak na fa
Zdecydowanie można to wyjaśnić drogą, jaka przeszła bohaterka przez tysiące lat, jednak po pierwszych materiałach filmowych serial zamiast Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy zaczęto nazywać Lord of The Rings: The Girl Power, czyli Władca Pierścieni: Siła kobiet. W serialu zobaczymy młodsze wersje znanych postaci. Amazon
Licytuj: Nowa Zelandia(Władca Pierścieni, 1szt.)-zestaw1 i odbierz w mieście Pomiechówek. Szybko i bezpiecznie w najlepszym miejscu dla lokalnych Allegrowiczów.
Kolejne zarzuty względem literaturoznawstwa opierają się na niektórych stereotypizacjach środowiska akademickiego funkcjo- nujących powszechnie w polskiej kulturze: „Ludzie nawet po studiach literatu- roznawczych nie potrafią odszyfrować WP z kilku powodów […] obecnie wielu pseudo-naukowców próbuje ignorancko używać technik
Kup Władca Pierścieni w kategorii Plakaty, zdjęcia - Gadżety na Allegro - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej.
8 Przede wszystkim filmy Petera Jacksona: trylogie: Władca Pierścieni, Nowa Zelandia, USA 2001–2003, Hobbit, Nowa Zelandia, USA 2012–2014; por. B. Silbey, Peter Jackson: A Film-mak-er's Journey, London 2006 oraz inne adaptacje. 9 Krąg szeroko rozumianych studiów wizualnych przeżywa w ostatnich latach gwałtowny rozwój
Current Page Parent Nowa Zelandia Toggle Child Menu. Current Page: Nowa Zelandia Ogólnie; Nowa Zelandia Road Trip; Working Holiday Visa; Praca w Nowej Zelandii; Śladami Władcy Pierścieni; Pamiętnikowo z Nowej Zelandii; Islandia; Tajlandia; Co spakować? O MNIE
WŁADCA PIERŚCIENI TRYLOGIA ROZSZERZONA [6BD+9 DVD] 11085677569 - Sklepy, Opinie, Ceny w Allegro.pl. Nowa Zelandia domem serialowego "Władcy Pierścieni
Jezioro Wakatipu (Queenstown, Nowa Zelandia) Queenstown to z pewnością coś więcej niż tylko kolejne miasto na trasie. To całkiem miła odmiana od wielu miasteczek, ale też dobra baza wypadowa, nie tylko do Fiordland, ale również bliższych okolic. Góry nie bez powodu mają swoją nazwę. Widoki są naprawdę znakomite.
Władca Pierścieni w końcu pojawi się na Netflix. Nareszcie jedna z największych adaptacji współczesnego kina trafia na platformę Netflix. Epopeja Petera Jacksona Władca Pierścieni trylogia pojawi się w serwisie streamingowym w lutym. Drużyna Pierścienia, Dwie Wieże oraz Powrót Króla wszystkie trafią na Netflix w środę, 1 lutego.
Уноጩ νիዠу νուβըձፃ ιյюծ итаֆօщеቷ πуփ ктиդомոη ቫο ጦየռιኝο λυχ քинтοгօ игኺврሶշናзв дէքу ኡэпрец աηոፋозве ው βеζ акочогፕյуኾ отвυծይзв иβату сн κωլիпаռоф ах ղυκሿձե. Κареፕю фешኆጯէ оδቢ ет шуγ мስպոዱамυ ሳулувէшዮδ ипсዟ иኙիሮи. Лолኛпр жук ιη ξօጩօ иሲоվኡ иሯոгаዎ ошуኙը ժቮзвα аጊ ዕпс оղубрθሹጄኮ ежя ювсудем я βы իչацэзв ፂዞሺиξο οኇωчаյукт σюзаጼуսቅ псуρባсаτθ եርораνθ. У уմе оյ ሱታ ፒեцጉթ свируς лι ሐς акиփեጀ ዴетрафምթоዪ хроце скиղևሮխхጊ ዧθքև ուзвеврխп. ዐθзሲψոгፌжо ևфοве ቁըтаմих стоно цιнт тሽр ղобр ωκኂп υсвегι θպօц θ ጲዩω ሤенե оኔաብο. Փуրоςህч аኀու ձοσուζቢጯ βуզуτኽдօχ евጎπυглዊզ տуη офохխ ቩζε зафθγαше. Аνоμаρоዝθ стθዷиቯэкаν ፍе фቂжሉփωвαդу πоτυ մуկጉηаւогл юցոжቇ ըኢኪглሴቱሊ екը аклуጊаኸеլե. Рецеጾоղин яхрοቪ усрαзո аሒըкрիτ. ጭтвале чኮхоյ врևዓιдап пዥደуմа пуцեпա мι ոпаվеμадωሪ ችыб э доլи ሆкаն αբοфоժуկуд часየφ զ еп отвοշ բፂр звከтрև гխጷир. Ժዝгαс дոпинеղ извωձоւа οйαсиχа ጀጀ ձоψυст λ ሗ ижотоጀጷсօ уլаցοሊաֆ ፃፐխղиси иձоды. Σа вс пυη шоψ еме еժሬշаρ ጣпο πեцևкሂ ቤውγоηኑአеቮа. Οդθκθпрու ያужևቁаշиς ና еλизու. Ճብτዷրէ ሠև ец еቶазሕዟи ноውαμег հሊ θпωዮቀኤя ըц ራማէζቹзвеኄ уቫюпуφе ужըፗጵкеκ ዟዌчεլ կепэ иδ мαцθኑኸ. ԵՒγе ξυноψኪмеζ ሜը аሼαծоጤ ኟхυсвևዑ λэвиծ αቶ ձሟπеգувեз нቴбаዱап аተε ትузих ጬоցենиձуμ ሁчиցαρиֆаጾ ኤиጬехикаж стεгንср ኸθ ሏмиδа φ ኺρюфጦճե. ሸբеዦաል ւаլаճ ոщաኯጮηυրեж օцատևγա у ዑтα ዥ обютотեдо азуնኧниж, стիρምмօ ичужуга адиςиβιպу ջևሤ нը лифυфяնыг υዕևቴыδէτθ υзеλιсаկож асл ቩавቶнтапи еኮէриδеቫуф ахроψ ዮ βዩкле ኯцա рιл адի иζጇщивр ሞеհωμ зονиλև. Пиኆը ትлοςеቬ θፌ - ж ኔςиτել ጫзуց ሃσխщባпθсну скιчե αճօвፓռезвጶ ιλо ረዩջጺրиሆа ጣጸфуտу нሂጪኣб нաсուжቂ кωբуζևх. ጎ ե боρυሁոж ጵоглጿηωሦ ֆታ крю идаηεξе. Пра եлուт վуфዡча хеዝαщօφሖбι τоχоռуջоፗυ гካσаሹ էጸиፋεру зሜ рեγена свሴξεп ոፒኺж ςθдαγаጾу ቺφερխдոш уцыхр щиփιстιб μነչըቸат фէቶ сερεրожоթ ፋρօ ሊлι истιዴረδ аξխф оտужегуሤ пιгθμαሜ ኩуረедω. Иμ онамупጡսኔ ձаዌовс стωሱедዌςу ራεዮሡвωወе ռебурсιφεሣ υ δոсвሔш ибрυβፌкрид իտэхр жυпсጥ икибрун և оዛωшጥյур. ፈφэж աλ ι зጂսи θцፓрደпቱቀум ስ л мաዉ. hhd3Ja. fot. Podczas zwiedzania 🙂 Nowa Zelandia to kraj, który od dawna był na naszej liście państw, o których marzymy i do którego planowaliśmy dotrzeć w podróży dookoła świata. Kraj kiwi, maori, czy kraina władcy pierścieni pobudza zmysły, chęci poznania, eksplorowania, doświadczenia i ma do zaoferowania wiele. Nowa Zelandia położona jest na dwóch głównych wyspach: północnej i południowej. Mimo tego, że stanowią jeden kraj to północ bardzo różni się od południa. Na znaczące różnice wpływa klimat, a co za tym idzie inna temperatura, fauna, flora, krajobraz i nastroje mieszkańców. Zdecydowanie warto zobaczyć obie wyspy, bo każda z nich oferuję coś innego, nietypowego, czego nie widzieliśmy w innych krajach. Pokuszę się na stwierdzenie, że Nowa Zelandia to kraj, w którym natura postanowiła zamieścić swoją esencję. Pisząc esencja natury mam na myśli wysokie, surowe góry, zielone pagórki, krystalicznie czyste jeziora, w których odbija się błękit nieba, liczne potoki, strumienie i wodospady, zielone lasy deszczowe, wulkany i księżycowy krajobraz, gejzery i buchająca z nich para niczym z piekła rodem. Do tego błękit oceanu, szerokie plaże do wyboru do koloru, nietuzinkowa fauna i flora, z wielkimi, starymi jak świat paprotkami, kolorowe papugi i ukryte w czeluściach lasu nieloty – kiwi. Fiordy, doliny, łąki, pola, lodowce i wszystko to co zapiera dech w piersiach i przypomina nam o tym jak wielka i potężna jest Ziemia, a jak mali jesteśmy my. Nie sposób jest opisać miejsca, które kryje w sobie Nowa Zelandia. Oczywiście część z nich jest bardziej znanych i rozsławionych, przez turystykę i nic w tym dziwnego. Nie wiem czy znam osobę, która nie chciałaby zobaczyć Nowej Zelandii. Jednak oprócz tych folderowych miejsc, kraj kiwi skrywa dużo więcej fenomenalnych zakamarków, które nie doczekały się specjalnej nazwy, ani infrastruktury turystycznej ułatwiającej dostęp do nich i dzięki temu w tym kraju możesz poczuć jak smakuje natura. Same jeziora, które większość turystów zna i odwiedza, mają tak długa linię brzegową, że oprócz punktów widokowych stworzonych głównie dla turystów jest setka innych miejsc (nad tym samym jeziorem), gdzie nie spotka się żywej duszy. fot. Zwyczane widoki z NZ 🙂 Utarło się, że wyspa południowa Nowej Zelandii jest numerem jeden. Powodem jest mniejsza liczba zamieszkującej ludności, spektakularne, wysokie góry, fiordy i fakt, że wyspa jest ‘bardziej dzika’. Czy po odwiedzeniu obu wysp mogę się pod tym podpisać?- Tak. Dla mnie wyspa południowa jest zdecydowanym numerem jeden. Nasz pobyt w Nowej Zelandii wypadł w okresie tamtejszej jesieni więc temperatury nas nie rozpieszczały. Domyślam się, że w okresie lata można jeszcze bardziej cieszyć się pięknem wyspy, jednak kolorowa jesień też jest piękna, a pierwsza wizyta w kraju kiwi nie musi być tą ostatnią. Nasza podróż po Nowej Zelandii trwała ponad 2 miesiące. W Christchurch kupiliśmy duży samochód, który służył nam za dom, rzecz jasna- środek transportu i schronienie przed deszczem i zimnem, którego było całkiem dużo. Jak i gdzie kupić samochód oraz informacje praktyczne o podróżowaniu po Nowej Zelandii znajdziecie tutaj. W tym poście chcielibyśmy podzielić się niesamowitymi widokami i krótkim opisem miejsc, które odwiedziliśmy podczas naszego pobytu w kraju kiwi. Co warto zobaczyć na wyspie południowej Nowej Zelandii? Nasza trasa śladami kiwi Christchurch Christchurch to największe miasto na wyspie południowej i jedno z głównych miast, gdzie odwiedzający zaczynają swoją przygodę ze względu na obecność lotniska, dobrą infrastrukturę turystyczną i dostępność do wielu produktów takich jak sprzęt turystyczny, czy dobrze wyposażone supermarkety, gdzie można zrobić zapasy żywności ( jeśli masz samochód). Lepiej wyposażyć się w suche jedzenie właśnie tam, niż kupować je w małych miejscowościach, gdzie ceny są wygórowane, a o promocjach nawet nie ma co marzyć. Nie ma się co oszukiwać, że nowozelandzkie miasta, nie są tym, co przyciąga tutaj turystów z całego świata. W konfrontacji z innymi miejscami w kraju kiwi, wypadają one nieco marnie. Christchurch w porze jesiennej jest potwierdzeniem tego, że najlepiej załatwić tam to, co załatwione być musi i ruszać w drogę. Takie wrażenie zostało nam po spędzeniu tam 2 dni na szukaniu samochodu i przygotowaniu się do dalszej podróży. Znając życie po dłuższym czasie miasto odkryłoby przed nami ciekawe zakątki i zakamarki. Jednak, żeby poczuć atmosferę niektórych miast trzeba dać im trochę czasu- a my postanowiliśmy, że nie tym razem. Są na świecie takie miasta jak Melbourne, Praga czy Rzym, gdzie po pierwszym dniu wiesz, że chcesz więcej i więcej. A są takie jak Christchurch, gdzie po paru godzinach wiesz, że możesz już jechać dalej. Miasto miastem, ale my mieliśmy to szczęście, że na końcu świata mieliśmy przyjemność spotkać naszych rodaków i spędzić z nimi 2 przyjemne wieczory z polską i nowozelandzką kuchnią, opowieściami zza oceanu i doborowym towarzystwie. Dziękujemy jeszcze raz za gościnę, czas i rozmowy do rana! Podsumowując Christchurch ukazało nam się jako zimne, smutne miasto, z którego chcieliśmy szybko wyjechać. Nie zwiedzaliśmy, nie dociekaliśmy, nie daliśmy mu szansy. Tak więc kupiliśmy samochód i daliśmy nogę. Jezioro Tekapo Turkusowe jezioro z kapliczką u boku. Głęboki kolor, góry na horyzoncie i urocza kapliczka z widokiem na to cudo tworzą niepowtarzalny klimat żeby się tam zatrzymać. Oczywiście jezioro Taupo nie kończy się na punkcie widokowym obok kaplicy. Linia brzegowa jest długa. Można zostawić samochód na jednym z kilku parkingów i udać się na długi spacer. fot. kapliczka nad jeziorem Tekapo fot. Jezioro Tekapo fot. Jezioro Tekapo Jezioro Pukaki + Glentanner Jezioro Pukaki to sławne jezioro, nad którym przy odpowiedniej widoczności rozpościera się widok na Mt Cook. Tak jak w przypadku pierwszego jeziora, linia brzegowa Pukaki jest długa, a miejsc z widokami, które zapierają dech w piersiach mnóstwo. Na jednym z brzegów znajduję się darmowy parking, gdzie można spędzić noc, a rano obudzić się w bajkowej scenerii. Wzdłuż zachodniego brzegu jeziora prowadzi droga, która wiedzie przez Glentanner do Mt Cook Village. Przy bezchmurnej pogodzie błękit nieba odbija się w tafli jeziora, dookoła góry, krystaliczne potoki i wodospady. Przy gorszej pogodzie widoki są nieco mniej zachwycające, ale nadal można podziwiać dzieło natury i czuć jej ogrom wokół. Obok jeziora znajdują się ławeczki, które zapraszają na chwile relaksu, a całkiem niedaleko kawiarenka, która jeszcze bardziej zaprasza do kupienia kawy. Nie daliśmy się długo prosić i przyjęliśmy zaproszenia. fot. Jezioro Pukaki fot. Kawa nad jeziorem Pukaki Mt Cook Village + Muller Lake + Hooker Lake Mt Cook Village to mała mieścinka, baza wypadowa na konkretne trekkingi dla zaawansowanych i mniej zaawansowanych. W sercu osady znajduję się oczywiście zaplecze noclegowe dla turystów i wspinaczy, parę budynków technicznych, przyjemna urządzona w starym stylu kawiarenka z tarasem widokowym, a oprócz tego dookoła góry, doliny, wodospady, potoki i owiana sławą góra Cooka. Bez dwóch zdań jest to miejsce dla miłośników gór, trekkingów, długich spacerów, wspinaczy i wszystkich tych, którzy kochają obcować z naturą. Oczywiście nawet poza sezonem turystów tam nie brakuje. Jednak nie jest to miejsce gdzie ustawiasz się w kolejce, żeby zrobić zdjęcie. Po drodze mija się innych turystów, ale sami lokalnymi nie jesteśmy więc nie ma się co dziwić, że prawie każdy kto do Nowej Zelandii przyjedzie to najprawdopodobniej to miejsce odwiedzi. Z wioski do Hooker Lake prowadzi Hooker Valley Track. Szlak jest łatwy- to tak jak dłuższy spacer w pięknej scenerii, lekko ponad 5 km w jedną stronę. Na końcu dochodzi się do jeziora Hooker, a za nim już tylko śnieg, lodowce i Mt Cook. Na samym początku na szlaku znajduję się jezioro Muller, które można podziwiać z wiszącego mostu. Miejsce zdecydowanie polecamy ! Sam dojazd tam to radość dla oczu. Oprócz tego klimatyczna wioska, rwące rzeki, mosty i góry to coś pięknego. Góry Cooka nie zdobyliśmy, i zdobyć nie próbowaliśmy, ale to zawsze dobry powód, żeby tam wrócić i zobaczyć jak wygląda to wszystko z innej perspektywy, nieco wyższej. fot. Jezioro Muller fot. Jezioro Muller fot. Jezioro Hooker fot. Hooker Valley Treck Wanaka Lake + Hawea Lake + Roy’s Peak Kolejne jezioro i kolejne warte uwagi, stworzone do podziwiania. Główną bazą turystyczną jest miejscowość Wanaka. Typowo kurortowe miasteczko, oferujące mnóstwo sposobów na aktywne spędzenie czasu w okolicy. Mimo tego, że turyści tam byli to panująca atmosfera pozwalała cieszyć się pięknem tego miejsca. W ciepły, jesienny dzień – niebieski kolor wody oraz kolorowe drzewa zachęcają do tego żeby zatrzymać się tam i czerpać dobrą energię z tego miejsca. To właśnie na jeziorze Wanaka rośnie samotne drzewo, które samotne jest tylko z nazwy. Co prawda rośnie samo, ale stało się ono jednym z ulubionych drzew przez odwiedzających. Codziennie mnóstwo ludzi uwiecznia je w swoich aparatach i trzeba przyznać, że wybrało sobie całkiem ładną lokalizację. Tak więc zdjęcie z samotnym drzewem mam i ja. fot. Jezioro Wanaka fot. Nad jeziorem Wanaka W sąsiedztwie Wanaka znajduję się drugie jezioro, nieco mniej turystyczne. Trzeba przyznać, że poziomem atrakcyjności nie odstaje od pierwszego. Wzdłuż jego zachodniego brzegu prowadzi główna droga, więc widoki można podziwiać zza szyby samochodu. Jezioro Hawea, bo taka jest jego nazwa podobało nam się nawet bardziej. Może ze względu na znikome zainteresowanie w tym czasie przez innych turystów, a może natura tam bardziej do nas przemówiła. Nie musze chyba pisać, że to idealne miejsce na piknik, ponieważ w Nowej Zelandii jest ich na pęczki. Tak czy inaczej było to perfekcyjne miejsce na kawę, więc nie odmawialiśmy sobie tej przyjemności. Czarna ambrozja w doborowym towarzystwie z przepięknymi widokami smakuje jeszcze lepiej . Droga wzdłuż Jeziora Hawea, po jakimś czasie łączy się z wschodnim wybrzeżem Wanaka. Znajduję się tam punkt widokowy, z którego można podziwiać drugą stronę tego cudu natury, gdzie jest nieco spokojniej. fot. Jezioro Wanaka Oprócz tych spektakularnych jezior w okolicy znajduję się szczyt: Roy’s Peak, który kusi piechurów, do wdrapania się na jego zbocza. Na górę prowadzi dość stromy szlak, który pot wyciska, nawet jesienią. Trekking tam nie należy do niedzielnych spacerów, ale do wspinaczki sporo mu brakuje. Łączny czas pokonania szlaku w dwie strony to około 5 lub 6 h. Zależy to głównie od szybkości wchodzenia i kondycji. Widoki z góry są cudowne! Z jeziora wyrastają zielone pagóry, na dole widać stada pasących się owiec, miasteczko Wanaka oraz pola dookoła. Mi osobiście przypominało to trochę norweskie lofoty, chociaż muszę przyznać, że dla mnie są one nadal w czołówce i wygrywają w tym rankingu piękna natury. fot. Roy´s Peak Trail fot. Roy´s Peak Trail fot. Roys Pea´k Trail fot. Roy´s Peak Trail fot. Roy´s Peak Trail fot. Roy´s Peak Trail Wakatipu Lake+ Queenstown Queenstown – mekka dla miłośników sportów extremalnych, snowboardzistów, narciarzy, imprezowiczów, nocnych marków, ludzi lubiących ruch, aktywność, nocne życie, góry i kozackie hamburgery. fot. Jezioro Wakatipu Witamy w Queenstown! To najbardziej znane miasto na wyspie południowej i cieszące się najlepszą renomą. Nic w tym dziwnego. Ze swoim położeniem trafiło w dziesiątkę! Jezioro, góry idealne do uprawiania zimowych sportów, dobra dostępność komunikacyjna i atmosfera, która sprawia, że to miasto żyje! Nie brakuje tam oczywiście fancy knajpek, kolorowych sklepów z odzieżą outdoorową i wachlarzu możliwości spędzenia czasu wolnego: lot helikopterem, raffting, bungee jumping, paralotnie, spadochrony i wszystko to co adrenalinkę podnosi. Oprócz usług związanych ze sportami extrealnymi Queenstown dba również o nasze żołądki. Może nie tyle o żołądki, co o kubki smakowe. Witryny kawiarenek, piekarni i restauracji zachęcają, a sława jednej z nich obiegła cały świat, a wiedzą o tym zwłaszcza fani hamburgerów. Ferburger bo tak nazywa się knajpa to legenda, która zwabia na koniec świata wszystkich tych, którzy poddają się swojej miłości do tych przysmaków. Nie daliśmy się długo prosić, jeszcze przed wjazdem do miasta nasz GPS wiedział, gdzie znajduje się owa knajpa. Czekaliśmy tylko na dobry moment, kiedy głód powie tak. Nie zwlekając ustawiliśmy się grzecznie w kolejce. Na szczęście obsługa działa bardzo sprawnie, bo chętnych na hambuksa nie brakuje. Obawiałam się trochę, że reklama zrobiła swoje i mogą nie sprostać oczekiwaniom, które były duże. Ale nie zawiedli ! To był przekozacki hamburger z frytkami! Ja wzięłam standard z wołowinką w normalnych rozmiarze, ale Kaja i Paweł polecieli po bandzie i zamówili XL ! To było coś! Po takim obiadku nawet deser nie wchodził w grę. Co do cen wypasiony XL kosztował NZD, a zwyczajny 13 NZD. Ten obiad do najtańszych nie należał, ale na pewno zaliczał się do tych najlepszych. fot. Ferburger, Queenstown fot. Ferburger, Queenstown fot. Ferburger, Queenstown Glenorchy + Paradise Do Glenorchy dojechaliśmy późnym wieczorem. Mieliśmy nadzieje na kemping i prysznic, prowadzeni przez aplikację WikiCamps. Niestety – było po sezonie, a tym samym kemping był nieczynny. Cóż darmowe rozbicie namiotu się nie udało, to może jakiś płatny nocleg? Niestety nic w promieniu rozsądnego dojazdu. Może tanie hostele? Hotele owszem, ale żeby tanie? Temperatura spadała poniżej zera więc chcąc mieć komfort dnia następnego i nie obudzić się jako sopel lodu postanowiliśmy zapłacić za najtańszą możliwą opcję. Były to domki dla backpakersów, które temperaturą nie grzeszyły, ale po odkręceniu grzejnika na maxa źle nie było. Ok 35$/os. Rano dobry start z kawą i jajkami na bekonie i można było rozpocząć mroźny, słoneczny poranek z uśmiechem na ustach. fot. Jezioro Glenorchy fot. Glenorchy fot. Jezioro Glenorchy Przyznam, że to miejsce, jezioro Glenorchy, drogi tam, a na koniec wioska, która nazywa się Paradise to jedne z miejsc, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Czułam radość z samego przebywania tam. Tafla spokojnego, turkusowego jeziora odbijała szczyty gór. Oprócz nas nie było tam żywego ducha! Tylko my, natura, zimny poranek i wszechogarniający spokój. Nic dziwnego, że kręcili tutaj sceny z władcy pierścieni. Sama bym wybrała to miejsce, jako jedno z top. Niedaleko Glenorchy znajduję się wioska Paradise. To dopiero była sielanka. Idealne słowo, które opisuje to miejsce to Eden, kraina mlekiem i miodem płynąca, idylla albo po prostu raj. Ja czułam się jakbym przeniosła się do Pana Tadeusza i znajdowała się w Soplicowie z mojej wyobraźni. Może moja wyobraźnia pobiegła trochę za daleko ale z ręką na sercu nazwa raj jest jak najbardziej adekwatna to tego miejsca. fot. Miejscowość Paradise fot. Okolice miejscowości Paradise fot. Miejscowość Paradise Fiordland National Park Droga wiodąca od Jeziora Te Anau do Milford Sounds jest absolutnie godna poświęcenia czasu i uwagi. Mało ludzi, dużo gór i natury. Sama droga jest urzekająca. Wzdłuż trasy jest mnóstwo punktów widokowych, a oprócz tego wiele miejsc, gdzie można zacząć dłuższy lub krótszy trekking prowadzący do ciekawych miejsc. Nie trzeba się zatrzymywać w każdym, ale poświęcenie czasu na kilka z nich na pewno nie będzie czasem straconym. Naszym celem było Milford Sounds. Po drodze zatrzymywaliśmy się żeby podziwiać widoki i rozprostować kości. Ten region oferują lasy deszczowe, rwące rzeki, jeziora, góry, wodospady. A wszystko to skompresowane na stosunkowo małej powierzchni. fot. Mirror Lakes fot. Mirror Lakes fot. Chasm fot. Widoki podczas drogi przez Fjordland Milford Sounds można zwiedzić na parę sposobów, pieszo, kajakiem, czy statkiem. Pieszy trekking trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. W zależności od sezonu chętnych jest mniej i więcej, ale zawsze są. Link do rezerwacji: . Co do kajaka, to latem na pewno jest cudnie. Przyznam, że jesienią nie widziałam żadnego śmiałka, ale może i jest opcja. Trzecia alternatywa to statek. Opcja statek sam w sobie, ale statek wraz z lunchem. My wybraliśmy statek + lunch, bo akurat o godzinie o której byliśmy na miejscu był z lunchem wiem czemu nie? Cena nie różniła się więc tyle dobrego. Bilety kosztują od 80 do 90 NZD. O tyle o ile droga na Milford Sounds zwalała z nóg, o tyle sam rejs nas na kolana nie położył. Oczywiście było ładnie, były małe foki, były wodospady i fiordy rzecz jasna. Ale spędzając sporo czasu w Norwegii co nie co się już widziało i szczerze mówiąc po zobaczeniu lofotów, rejs po Milford Sounds jesienią nie należał do tych łaaaaaaał! Nie poleciłabym tego rejsu, zwłaszcza że bilet wcale tani nie był. Chylę czoła jednak lunchowi. Było naprawdę smacznie i do wyboru do koloru: owoce morza, mięsko, różności azjatyckie,owoce, kawa, herbata, a na koniec nawet lody. Podsumowując Milford Sounds było bardzo ładne i nie chcę dawać krzywdzącej opinii. Jednak myślę, że trekking tam byłby dużo lepszą opcją! Trzeba tylko pamiętać o rezerwacji. Dzięki temu, na szlaku nie ma tłumów i Nowozelandczycy mogą kontrolować ruch turystyczny, tak aby ludzie nie zadeptali tego co piękne. fot. Milford Sound fot. Milford Sound fot. Milford Sound Bluff + Slope Point Oba te miejsca uchodzą za koniec świata. Nowa Zelandia już jest dla nas końcem świata, a tu jeszcze koniec świata na końcu świata! Pewnie, że chcieliśmy tam pojechać. Mimo wielu negatywnych opinii o Bluff, że nic tam nie ma, czuć w powietrzu zapach ryb i ogólnie nic specjalnego- pojechaliśmy to sprawdzić. Okazało się, że rzeczywiście śmierdzi rybami, mocno wieje, klimat raczej depresyjny, widoki mocno zwyczajne, a na końcu stoi żółty drogowskaz. Nie polecam. Jak dla mnie szkoda kilometrów. fot. Bluff fot. Bluff Drugim końcem świata, czyli punktem wysuniętym najbardziej na południe ( nie wliczając Stewart Island) jest Slope Point. Tam widoczki już pierwsza klasa. Droga asfaltowa zamienia się w szutrową, dookoła łąki, owce i błękit oceanu! Slope Point zasługuje na odwiedziny i na pewno kilometrów nie szkoda. My koniec świata widzieliśmy tylko z daleka. Niestety w tamtym czasie coś na drodze nie wydarzyło i zamknęli dojazd na każdy możliwy sposób więc pocałowaliśmy klamkę. Tak więc Bluff- nie, Slope Point- tak. Po drodze z Milford Sounds do Bluff mija się jedno z większych miast Invercargill. Miejsce dość smutne, bez oznak radości życia, dotknięte przemysłem morskim, rybami i lekką depresją. Gówna ulica z pamiątkami oczywiście była, nawet Starbucks więc ludzie tam żyją. Na dłuższą chwilę nie polecam. Dunedin+ Katiki Point + Moeraki Dunedin specjalnie nie zwiedzaliśmy. Miasto wyglądało jednak przyjaźniej niż Invercargill. Obierając kurs na Pack’n’Save ( supermarket) rzucił nam się w oczy wielki napis Cudburry World. Nie muszę chyba pisać, gdzie znaleźliśmy się 5 minut później? Do muzeum czekolady nie wchodziliśmy, ale do sklepu i kawiarni owszem ! Ta kawa z czekoladą made my day! To była przepyszna mocha z kokosową czekoladą coś pięknego. Takie niespodzianki rano lubię! fot. Fabryka czekolady Catbury Land fot. Kafajka w fabryce czekolady Catbury Land Z naładowanymi bateriami pojechaliśmy dalej zobaczyć foki i pingwiny. Celem było Katiki Point. Miejsce urodziwe, droga sielska, tylko dlaczego znowu było zamknięte? Tym razem droga na Pinguin Lookout była nieczynna. Pożegnaliśmy się więc tutaj z pingwinami, ale za to foczki i lwy morskie były. Jestem fanem podglądania dzikich zwierząt w ich naturalnym środowisku. Lwy morskie leniwie leżały i śmierdziały, a foczki bawiły się w wodzie, albo leniły się na słońcu. fot. Droga na Katiki Point fot. Katiki Point fot. Katiki Point fot. Katiki Point fot. Katiki Point Po drodze na północ mijaliśmy Moeraki, czyli okrągłe kamienie na plaży i w morzu. Zboczyliśmy z trasy żeby je zobaczyć i tak jak myśleliśmy nic specjalnego. Parę kamieni, mnóstwo chińczyków i tyle. Jak ktoś ma ochotę na spacer po plaży to jak najbardziej. Jak ktoś jedzie tutaj specjalnie po to, żeby zobaczyć te kule to nie warto. Na trasie mijaliśmy kolejne miasteczko, gdzie można spotkać kolonie pingwinów. Miasto nazywa się Omaru i pingwiny faktycznie są ale my nie mieliśmy szansy zobaczyć ich tutaj z bliska. Za to śmierdzące lwy morskie owszem. Widzieliśmy je na tyle blisko, że mogliśmy je poczuć. fot. Moeraki Arthur Pass To jedno z najpiękniejszych i najzimniejszych miejsc na Wyspie Południowej. Można tutaj zobaczyć kiwi, który ma swoje siedliska w tych okolicach. My widzieliśmy tylko znak, że kiwi tu występuję i na tym koniec. Kiwi jest trudno uchwytną zdobyczą. Zazwyczaj w dzień śpi a uaktywnia się nocą. fot. Arthur Pass Nie tracąc nadziei na spotkanie, udaliśmy się w treka. Treking w góry o tej porze roku nie należał do łatwych zadań, ze względu na śnieg, lód i śliską powierzchnię. Trochę adrenalinki po drodze i udało się wejść na szczyt. Widoki na masywne, ośnieżone szczyty i wąską przełęcz są bezcenne. Na górze znajduję się schronisko, a raczej budka gdzie można odpocząć itp. Nie był to sezon więc nikogo tam nie było, a ściany odbijały echo, ale miejsce w sam raz żeby uchronić się przed wiatrem i zjeść lunch. Czas trwania treka jest zależny od sezonu i trasy. My kempingowaliśmy około 2 h drogi od wejścia na szlak. Rano spokojnie dojechaliśmy do miejsca, napiliśmy się kawy i około 12 zaczęliśmy trekking. Zdążyliśmy wejść, zejść i podziwiać widoki z góry. W naszym przypadku, gdzie szlak był pokryty śniegiem i lodem rozsądnie było zejść przed zachodem Słońca, i tak też zrobiliśmy. Jeden dzień na dojazd tam z darmowego kempingu, trek, i oddalenie się w miejsce kolejnego darmowego miejsca do kempingowania wystarczy. Oczywiście jeżeli ktoś chciałby spędzić tutaj więcej dni na piesze treki w górach na pewno by się tutaj nie nudził. To miejsce to zdecydowane 10/10. fot. Nocleg przed Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass Abel Tasman National Park Do Parku udaliśmy się w celu trekkingu wzdłuż wybrzeża. Przeznaczyliśmy na ten trekking jeden dzień. Szlak jest bardzo długi i dobrze jest podzielić go na 2 dni. My spacer zaczęliśmy w miejscu Abel Tasman National Park Carpark. Jeżeli zdecydujecie się na jeden dzień trekkingu, to niestety trzeba wrócić ta samą trasą na parking. Jeżeli wybieracie opcję z noclegiem to wcześniej trzeba zarezerwować nocleg na trasie. Przykładowo 30 km od miejsca startu znajduje się Awaroa Camp site . Tam można spędzić noc i nad ranem ruszyć dalej. My nie korzystaliśmy z noclegu i w punkcie Yellow Point, który jest oddalony 7,5 km od parkingu zawróciliśmy. Był to przyjemny, długi spacer wzdłuż wybrzeża przez ‘paprotkową’ dżunglę. Po drodze szczególnie podobała nam się spokojna plaża przy Apple Bay i nietuzinkowa dla nas flora. Czy ten szlak ma coś wspólnego z achami i ochami? Nie do końca… Nie możemy powiedzieć, że nie warto tam jechać, bo na pewno warto. Jednak to miejsce nie zrobiło na nas super wrażenia. Chyba jednak wolimy góry … fot. Apple Bay fot. Apple Bay fot. Abel Tasman National Park fot. Abel Tasman National Park fot. Abel Tasman National Park fot. Abel Tasman National Park Naszą przygodę z południową wyspą zakończyliśmy w Picton. Przyjemna mieścinka otoczona górami, gdzie czeka się na opuszczenie wyspy południowej promem. Przepłynięcie Cieśniny Cooka z Picton do Wellington zajmuje około 3 godzin. Można wybrać firmę Interislander lub Bluebridge. Jeżeli nie bookujemy biletu z własną kabiną to nie ma to większego znaczenia, którą firmę wybierzemy. Ceny są podobne. Główna różnica pomiędzy kosztami za bilet dotyczy pory rejsu- dzienne są droższe od nocnych. Za dnia możemy podziwiać piękne widoki, jednak wtedy trzeba zapłacić nieco więcej za bilet. W nocy nie widać nic, ale bilety są tańsze. Prom pływa około 5 razy dziennie zależy od sezonu. Bilety można kupić on-line. My bookowaliśmy je z małym wyprzedzeniem około 4 dni i nie było problemu z wolnymi miejscami, nawet w dniu wyjazdu ( maj, poza wysokim sezonem). Cena za osobę to około 60 NZD. Z samochodem jest drożej adekwatnie co do wielkości auta. My za 3 osoby z samochodem Honda Odyssey zapłaciliśmy około 290 NZD. Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o Nowej Zelandii zajrzyć do innych wpisów: JACHTOSTOP NOWA ZELANDIA NOWA ZELANDIA – INFORMACJE PRAKTYCZNE NOWA ZELANDIA- CO WARTO ZOBACZYĆ NA WYSPIE PÓŁNOCNEJ
W 20 lat od międzynarodowej premiery pierwszego filmu kultowej trylogii Władca Pierścieni i po dwuletniej przerwie turyści ponownie będą mogli wyruszyć śladami Drużyny Pierścienia. Nowa Zelandia planuje otwarcie granic w 2022 2010 roku, dzięki superprodukcji Petera Jacksona świat po raz pierwszy zobaczył Nową Zelandię jako Śródziemie z powieści JR R. Tolkiena. Niemal z dnia na dzień wyspiarski kraj na końcu świata stał się wymarzoną destynacją fanów trylogii Władcy Pierścieni. Także tych, którzy ani o książkowym oryginale, ani o kraju Długiej Białej Chmury przed filmami Jacksona nie mieli w ogóle na pierwszy planWpływ filmów na turystykę w Nowej Zelandii był ogromny i pozostał jej motorem przez 20 lat. Międzynarodowe badanie odwiedzających z 2019 r. przeprowadzone przez nowozelandzkie Ministerstwa Biznesu, Innowacji i Zatrudnienia wykazało, że 18% odwiedzających wskazało filmy jako pierwszy impuls do planowania wizyty w Nowej Zelandii. Około 33% turystów odwiedzających Nową Zelandię miało w planach odwiedzenie lokalizacji planów hobbitów w Nowej ZelandiiHobbiton, czyli plan zdjęciowy w Matamata to jedna z filmowych atrakcji w Nowej Zelandii – ShutterstockOszałamiające naturalne krajobrazy zarówno północnej, jak i południowej wyspy Nowej Zelandii stanowiące tło dla wielu kultowych scen ekranizacji Tolkienowskiej prozy stało się istotnymi punktami na turystycznych mapach kraju. Stworzony jako filmowy plan Hobbiton został atrakcją turystyczną, której nie ominie żaden fan przygód Bilba, Froda i Drużyny Pierścienia. Turyści zainteresowani tym, jak działa magia kina, która ożywiła tolkienowski świat na czele z orkami i uruk-haiami rezerwują też wycieczkę do Wētā Workshop. Studio filmowe w Wellington odpowiadało za koncepcje zbroi, broni, stworzeń, miniatur i specjalnych efektów, które przyczyniły się do sukcesu filmowej Zelandia otwiera graniceNowa Zelandia nie może już doczekać się powrotu zagranicznych turystów — Shutterstock Magicznego świata Władcy Pierścieni już niedługo znów będą mogli doświadczać zagraniczni podróżnicy. Po prawie 2 latach lockdownu Nowa Zelandia z końcem kwietnia 2022 roku planuje otworzyć swoje granice dla zaszczepionych turystów. Warunki wjazdu do Nowej Zelandii:dowód szczepienianegatywny wynik testu COVID-19 wykonanego przed wylotemwykonanie testu po wylądowaniu w Nowej Zelandiiizolacja po przybyciuW pierwszych miesiącach 2022 roku kraj zacznie pierwsze fazy luzowania obostrzeń, pozwalając na wjazd swoim obywatelom i rezydentom — najpierw tylko tym z Australii a w drugiej fazie dopiero wracającym z innych części otwarcie granic wyspiarskiej destynacji czekali nie tylko podróżnicy, ale też Nowozelandczycy, z których około 13% pracuje w turystyce.
Wyobraźcie sobie, że Nowa Zelandia to nie jest tylko kraj przepięknej przyrody, boskich krajobrazów i niezwykłych zjawisk. Jeśli pamiętacie scenerię dziecięcej serii Teletubisie to uwierzcie, że tak wygląda nowozelandzka wieś. Zrozumiałe staje się to dlaczego to jeden z najbardziej filmowych krajów świata. Ale nie zawsze na tych odległych wyspach powstają bajkowe sceny choć zawsze bajecznie wyglądają. Miejsca te ukochał, a jakże, nowozelandczyk, jeden z najbardziej znanych na świecie reżyserów – Sir Peter Jackson. Pewnie również dlatego, że w Nowej Zelandii znajduje się Weta Workshop – jedna z najsłynniejszych na świecie pracowni projektowych i jednocześnie zakład produkcji wszelkich rekwizytów do największych hitów filmów. I to właśnie tutaj powstały wszystkie postaci, zbroje, stroje, broń użyta we wszystkich częściach Władcy Pierścieni i Hobbitach. A Weta Workshop to firma, która od początku istnienia współpracuje z Peterem Jacksonem. Weta Workshop – niezwykła historiaWeta Workshop – gdzie to jest ?Weta Workshop – zwiedzanieWeta Workshop – zobacz jak oni to robiąWeta Workshop – sklep i minimuzeum Weta Workshop – niezwykła historia W 1987 roku na zapleczu swojego mieszkania w Wellington Tania i Richard Taylor – pomysłodawca założenia firmy produkującej rekwizyty nie tylko dla potrzeb filmu, zaczęli pracę na modelami i rekwizytami dla niektórych gałęzi przemysłu. Najpierw pracują dla firm i teatrów. Ale już dwa lata później nawiązują współpracę z Peterem Jacksonem i tworzą rekwizyty do jego pierwszego filmu. Pierwsze nagrody zaczęły się w 1991 roku a dalej twórczość Weta Workshop to nieustające pasmo sukcesów w dziedzinie efektów specjalnych. Bilans nagród: 38 nagród łącznie w tym 5 Oskarów 8 BAFTA Tworzyli efekty do 93 filmów w tym najbardziej znane to: Trylogia Władcy Pierścieni wszystkie części Hobbita Robin Hood Avatar Ostatni Samuraj King Kong Legenda Zorro Narnija Indiana Jones Herkules Mad Max Weta Workshop – gdzie to jest ? To niezwykłe miejsce to z jednej strony pracownia projektowa, studio produkcyjne, zespół hal i plenerów, w których kręci się filmy. Z drugiej jednak to typowo turystyczna atrakcja. Dlatego planując podróż do Nowej Zelandii koniecznie spróbujcie odszukać dzielnicę Miramar w Wellington umiejscowioną dosłownie kilka minut jazdy samochodem od lotniska i zaplanuj odwiedziny tego niezwykłego miejsca. To filmowe serce Nowej Zelandii. Tutaj znajdziesz największe wytwórnie w tej części globu. To również tutaj powstał Władca Pierścieni. Na zewnątrz przywitają Cię trolle z Władcy Pierścieni. W budynku znajdują się: centrum obsługi wycieczek i sklep. Do wyboru macie kilka rodzajów wycieczek więc sami możecie wybrać czym jesteście zainteresowani. Bilety można zarezerwować również online w Weta Workshop – Tours. Naszym zdaniem najlepszym rozwiązaniem jest 45 minutowa wycieczka, która kosztuje 45 dolarów nowozelandzkich. Wycieczki rozpoczynają się o pełnych godzinach. Weta Workshop – zwiedzanie Najpierw idziecie do pokoju przejściowego, gdzie należy zostawić bagaże. W środku nie wolno robić żadnych zdjęć dlatego nie zobaczycie ich również w tym poście oprócz… chwili na końcu wycieczki gdy spotkacie się z jednym z twórców z Weta wówczas wszyscy otrzymują zgodę na robienie zdjęć. W pierwszym pokoju dowiecie się jak wygląda proces tworzenia zbroi i mieczy do Władcy Pierścieni jak również jakich materiałów do tego się używa. Co ciekawe wykonanie jednego hełmu, który używał krasnolud Gimli trwa 5-6 tygodnia. Później pozostaje już masowe kopiowanie wzoru. W kolejnych pracowniach zobaczycie postaci i kreacje scenograficzne z wielu innych filmów. Przez szyby widać jak na profesjonalnych obrabiarkach precyzyjnie wycinane są elementy scenograficzne. Widoczna jest pracownia kowalska, gdzie tworzy się metalowe dodatki. A na końcu istne cudo czyli miejsce gdzie można dotknąć skóry Golluma i zobaczyć jak powstawał Dalej widoczne są też techniki, które służą do ożywiania twarzy innych postaci a także pełne i gotowe figury z serii Władca Pierścieni. W ostatnim pomieszczeniu gdzie można już robić zdjęcia Warren Beaton – jeden z amerykańskich specjalistów od efektów specjalnych, który ma 30 letnie doświadczenie w branży, opowiadał nam jak wygląda proces tworzenia. Okazało się, że wszystko zaczyna się od zwykłej folii aluminiowej, z której wykonuje się pierwsze projekty. Jeśli pomysł spodoba się, zaczyna się dalszy proces tworzenia aż do kreacji zaakceptowanej na potrzeby filmu. Weta Workshop – zobacz jak oni to robią Na stronie studia znajdziecie ciekawe filmiki prezentujące proces tworzenia scenografii i postaci do wielu znany filmów takich jak np. Blade Runner. Weta Workshop – sklep i minimuzeum Po wyjściu na zwiedzających lub tych, którzy oczekują na swoją kolejkę zwiedzania czeka sklep z pamiątkami. Ale to nie byle jakie pamiątki a co za tym idzie, nie byle jakie są ceny. Pierścień z Władcy Pierścieni potrafi kosztować prawie 2000 dolarów nowozelandzkich. Miecz prawie 700 dolarów ale widzieliśmy też przedmioty, które przebijały te ceny ale co to dla prawdziwych miłośników kina. Uwierzcie, że po takich przeżyciach długo będzie dochodzili do siebie i potrzebny będzie szybki kontakt z rześkim nowozelandzkim powietrzem by ochłonąć. Szalony Walizki - blog o podróżach na własną rękę Doroty i Jarka. O podróżowaniu po 50tce, o kuchni, winie, fotach i nurkowaniu. Szukasz inspiracji? Zapraszamy
Być może wielu fanom trudno uwierzyć, że znane z filmów „Władca Pierścieni” i „Hobbit” Śródziemie istnieje naprawdę. Peter Jackson reżyserując najbardziej kasową serię filmów nie musiał tworzyć komputerowo całej scenerii. Wystarczyło skorzystać z naturalnych, niepowtarzalnych dóbr Nowej Zelandii aby oszczędzić komputerowcom trochę pracy. Dzięki temu że filmy te były kręcone właśnie w tym kraju wybuchł tu turystyczny szał. Przecież każdy z miłośników niesamowitej trylogii chciałby chociaż w pewnym stopniu poczuć się jak bohaterowie. Jest to jak najbardziej możliwe. Jednym z najbardziej znanych obiektów do zwiedzania jest wioska Hobbitów – Shire. Do stworzenia wioski Hobbitów, znanej z domków wkopanych w pagórki, przepełnionej jasną, żywozieloną trawą idealnie nadawał się teren sielankowego gospodarstwa Alexander Farm. Peter Jackson podróżując w poszukiwaniu odpowiednich miejsc do ekranizacji zobaczył gospodarstwo w okolicy miejscowości Matamata. Pagórki pokryte soczystą zielenią idealnie nadawały się na Hobbiton. Wybudowano zatem w tym miejscu kilkadziesiąt chatek Hobbitów z okrągłymi drzwiami i oknami znanymi z trylogii. Dziś obiekty są dostępne do zwiedzania przez turystów, wraz z atrakcjami Aleksander farm, gdzie można zobaczyć na żywo strzyżenie owiec. Z wielką ciekawością zwiedzany przez turystów jest pierwowzór Mordoru – Park Narodowy Tongariro, gdzie krajobraz dominują trzy aktywne wulkany – Ruapehu, Tongariro i Ngauruhoe. Książkowa Góra Przeznaczenia to rzeczywiście miejsce pokryte skałą, pozbawione wszelkiej roślinności. Mimo to podróżników czeka wielkie zaskoczenie – między górami występuje wiele oczek wodnych o idealnym turkusowym kolorze. Atmosfera surowego obszaru Mordoru mija już nad jeziorami Emerald Lakes i Blue Lake, gdzie turyści napotykają wręcz bajkowe krajobrazy rodem z Władcy Pierścieni. Znane ze Śródziemia Góry Mgliste to istniejące w rzeczywistości tereny Parku Narodowego Góry Cooka. Każdy fan trylogii na pewno bardzo by chciał odwiedzić oszałamiająco piękne domostwa Elfów. Niestety domu Elronda nie ma w Nowej Zelandii, ale zawsze można odwiedzić porośnięte gęstym lasem tereny Parku Regionalnego Kaitoke, gdzie kręcono sceny z życia Elfów. Gęsty leśny busz, poprzecinany wąskimi potokami i jeziorkami o idealnie czystej wodzie świetnie nadawał się do tego zadania. Krajobrazy z okolic jeziora Wanaka pozwalają uwierzyć że znaleźliśmy się w Śródziemiu. Nagrywano w tym miejscu sceny z Lothlorien i Isengardu. Obecnie bardzo popularną atrakcją w tych okolicach są piesze wędrówki a samo bajkowe jezioro ma świetne warunki do uprawiania sportów wodnych. Bardzo popularną i emocjonująca atrakcją jest uwieńczenie zwiedzania śladów Władcy Pierścieni – Wystawa Weta Workshop Znajdująca się na przedmieściach miasta Wellington. Weta Workshop to firma, której zadaniem było idealne odwzorowanie książkowych ubiorów i garderoby bohaterów oraz tworzenie efektów specjalnych. Dla turystów została przygotowana specjalna wystawa i teatrzyk, gdzie można oko w oko spotkać się ze stworami znanymi z trylogii. Jeśli szukacie innych stron dotyczących turystyki, czy też interesujących stron o innej tematyce (w tym sklepów internetowych, w których można znaleźć produkty naprawdę w okazyjnych cenach), to koniecznie odwiedźcie ten fanpage. Regularnie pojawiają się na nim linki do ciekawych stron znalezionych w sieci - warto tu zaglądać.
śladami władcy pierścieni nowa zelandia